Mroczne Ławy - straszydła, błędne ognie, duchy i topielice

       W samym Grodzisku i jego okolicach jest wiele miejsc owianych najdziwniejszymi historiami.  Szkoda jedynie, że tak szybko giną z mapy miasta, a co gorsze z ludzkiej pamięci. Niewiele będzie  warte 700-letnie miasto bez osobliwych legend i tajemnic.

        Takim miejscem jest mały most na drodze z Grodziska do  Kobylnik zwany potocznie Ławami. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to miejsce szczególnie osobliwe, mias­to z tej strony kończyło się na wysokości ulicy Zbąszyńskiej, a dalej rozciągały się łąki i wysypiska śmieci. Most zaś okalały rozległe grzęzawiska i zdradliwe moczary. Było to miejsce szczególnie nie­bezpieczne podczas wiosennych roztopów. To wówczas  Ławy potrafiły pochłonąć beztrosko bawiące się dzieci i nie zawsze trzeźwych dorosłych. Jak głosi legenda, to owi topielcy niepo­dzielnie władali Ławami od zmierzchu do świtu. Podobno swojego czasu, był to most niezwykle groźny dla młodych i  ładnych dziewcząt. Jakaś straszna ręka wysuwała się między deskami i chwytała je - nie tylko za nogi... . Tak naprawdę nikt nigdy nie widział do kogo należała tajemnicza ręka, ponieważ  chodziły słuchy, że wielu ży­wych właśnie w tym „wyręczało” duchy, strojąc sobie żarty z niewinnych panien. 

        Błędnych ogni, zwanych również ognikami,  obawiali się wszyscy. Według tradycji ludowej, posiadały one tajemniczą moc, która wyprowadzała na bagna i grzęzawiska. W wielu miejscowych legendach wspomina się często o podobnych histo­riach. Owe ogniki posiadały dziwną siłę, która prowadziła swoje ofiary, bez żadnego oporu,  po najmniej dostępnych miejscach. Mówiło się również, że miejscem docelowym był opuszczony cmentarz, gdzie ofiara zawierała przymierze z diabłem.

     Często przechodząc przez Ławy  można było usłyszeć płacz lub śmiech dziecka. Był to nierzadko znak nadchodzącej śmierci lub ciężkiej choroby. Ratunkiem przed takim nieszczęściem było szybkie splunięcie przez lewe ramię z jednoczesnym wymówieniem zaklęcia - „na psa urok". Byli i tacy, którzy zamiast psa w zaklęciu wymawiali na­zwisko mniej życzliwej osoby.

       Na Ławach zdarzały się również  najdziwniejsze historie. Jedna z nich miała miejsce przed wybuchem ostatniej wojny. Pewien pijany mężczyzna   przechodził nocą przez most. Stanął jak wryty, kiedy jakaś tajemnicza postać, z twarzą bynajmniej nie ludzką, zastawiła mu drogę.  Zdziwiony tylko przez chwilę, szybko przypominał sobie o duchach istniejących jedynie w dowcipach.  Zaraz też, wygarnął wszystko co o nich myślał, wyrażając w dobitnych słowach własną opinię o podobnych kawałach.  Zdziwił się bardzo, kiedy za słowa szczerości dostał po buzi i to tak, że ślad po dłoni został mu do końca życia. Ale na tym nie  koniec. Pojawiło się jeszcze dziwne straszydło i to z flaszką wódki w zębach, które naszego nieszczęśnika pognało przez łąki do Zdroju.  Ile jest w tym prawdy, tego nikt nie wie. Wspomniana osoba nie żyje od lat. W całej historii tylko jedno jest pewne. Nasz bohater nagle przestał pić i zaczął  nosić brodę, a o wszystkich „duchologicznych” historiach mówił - „coś w tym jest".

     Wokół Ław krążyły najróżniejsze opowieści, pełne duchów i przedziwnych straszydeł. Dzisiaj ustawione lampy elektryczne oraz bliskość miejskiej obwodnicy czynią nasze Ławy dużo mniej atrakcyjnymi dla duchów. Strach pomyśleć co muszą przeżywać na widok samej Komendy Policji.   Czy się jeszcze kiedyś odważą przypomnieć mieszkańcom Grodziska?